Jego rola w pierwszym głośnym filmie Quentina Tarantino zwala z nóg. Jego debiut reżyserski oszałamia prostotą i przeraża naturalizmem. Brytyjczyk z amerykańskim akcentem, który doskonale umie wcielić się zarówno w gangstera, agenta policyjnego, boy’a hotelowego i podrzędnego złodziejaszka – poznajcie Tima Rotha
Tim Roth jest jak wino. Im jest starszy, tym lepiej się prezentuje. Zarówno, jako błyskotliwy, przystojny i czarujący mężczyzna, jak i utalentowany, ambitny aktor, który, jak sam mówi, zawsze szuka w roli czegoś, co przekona go do udziału w danej produkcji. – Czasami lepiej zagrać kilka minut roli drugoplanowej w czymś naprawdę dobrym, niż główną rolę w czymś bardzo bardzo kiepskim. Wiem coś o tym, wystąpiłem w wielu kiepskich filmach – kokietuje mówiąc o swoim dorobku artystycznym.
Anglik w kinie
Jego reżyserski debiut z 1999 roku „Strefa wojny” – tp film niezwykle prosty, z trudną i przykuwającą uwagę rolą Tildy Swinton. – Długo szukałem aktorów do tej roli. Para młodych ludzi, których zatrudniłem to amatorzy. Spisali się doskonale – chwali obsadę swojego filmu Tim Roth.
Tim Roth, znany m.in. z filmów Quentina Tarantino „Wściekłe psy” i „Pulp Fiction” odebrał w Krakowie nagrodę, którą festiwal honoruje „wybitnych artystów kina, którzy przez całą swoją karierę podążali pod prąd masowym oczekiwaniom i angażowali się jedynie w te projekty, w które wierzyli, torując taką postawą drogę innym twórcom”. Nagroda ta po raz pierwszy przyznana została na ubiegłorocznym Off Plus Camera. Wówczas uhonorowana nią została nowozelandzka reżyserka Jane Campion.
– To bardzo ładna figurka. Bardzo się cieszę, że ją dostałem. Wygląda trochę jak Oscar, a tego jeszcze nie mam. Chociaż nie jest tak źle, Emma Thomson dała mi przez chwilę potrzymać swojego Oscara – żartował odbierając nagrodę podczas uroczystej gali w krakowskim Kinie Kijów.
Nie tylko Harry Potter
Tim Roth słynie z tego, że dość starannie wybiera filmy, do powstania których przykłada rękę. Wierzy w kino ambitne, niskobudżetowe, szuka młodych utalentowanych twórców. – Dziś kinematografia brytyjska większość pieniędzy przeznacza na produkcje typu „Harry Potter”. To oznacza, że nie ma już pieniędzy dla nas, twórców kina niezależnego. Wielka szkoda, bo jest mnóstwo młodych, utalentowanych ludzi, którzy mają coś do przekazania – podkreśla. Wie, o czym mówi, bo pracował przy wielu filmach, które, w momencie powstawania, wydawały się niszowymi produkcjami.
Na ekranach kinowych debiutował w filmie „Wykonać wyrok” Stephena Frearsa. Nieco wcześniej pojawił się na małym ekranie jako szesnastoletni skinhead Trevor w telewizyjnym dramacie kryminalnym „Produkcja brytyjska” (Made in Britain, 1982).
– Aktorem zostałem dzięki gumie, którą złapałem jadąc rowerem – żartuje. – Incydent zdarzył się w pobliżu teatru, wszedłem więc do środka w poszukiwaniu czegoś, co pomoże mi naprawić szkodę. Trafiłem akurat na przesłuchanie, więc wziąłem z nim udział. No i wygrałem. Później było gorzej, bo trzeba było tę rolę zagrać, ale jakoś się udało. I tak mi już zostało – uśmiecha się.
Pracować z Tarantino
W 1995 został nominowany do Oscara dla aktora drugoplanowego za rolę Archibalda Cunninghama w obrazie „Rob Roy”. Zanim to się stało, sławę Timowi Rothowi przyniosły role w filmach Quentina Tarantino z początku lat 90. „Wściekłe psy” to początek kariery Brytyjczyka. Brawurowo wcielił się tu w postać policyjnego agenta, którzy przenika do grupy gangsterów, napada z nimi na bank, zostaje ranny… a później akacja toczy się już w stylu Tarantino, czyli jest dużo krwi, wspaniałych dialogów i Tim Roth, który zapada w pamięć każdemu, kto widział „Psy”.
Tarantino był tak zadowolony ze współpracy z Brytyjczykiem, że stworzył dla niego fragment scenariusza kultowego „Pulp Fiction”. Dzięki temu, początek i zakończenie filmu, zawsze już będzie się nam kojarzyć z napadem dwójki nie do końca profesjonalnych złodziejaszków na restaurację.
Jak to jest pracować z mistrzem pastiszu? – Widzieliście kiedyś wywiad z Tarantino? Jeśli tak, to wiecie, jaki on jest. Niczego nie udaje. Prywatnie jest taki, jak przed kamerami, w rozmowach z dziennikarzami. Jest trochę szalony, szybki i wyjątkowo kreatywny. Myślę, że cały czas jest też dzieckiem. Dużym chłopcem, którego ciągle dużo rzeczy rozprasza i który ciągle wszystkim się bawi. Zresztą, popatrzcie na jego filmy. To zabawa, tylko podszyta geniuszem – mówi z uśmiechem Roth.
Jednak o wiele częściej niż w wielkich hollywoodzkich produkcjach, Tima Rotha można zobaczyć w filmach niezależnych i europejskich. Być może właśnie dlatego udało mu się zachować indywidualny charakter i za każdym razem budować wyraziste postaci, które ogląda się z fascynacją i dużym zainteresowaniem.
Brytyjczyk zdradził nam, że przygotowuje się do kolejnego projektu reżyserskiego. Jak wyznał, będzie to „mało komercyjny film, bardzo mroczny i amerykański”. Z niecierpliwością czekamy na jego premierę.
Aneta Zadroga