Wiedzieliśmy, że go pokażą. Wiedzieliśmy, że będzie wyjątkowy. Jeszcze nie wiemy, ile będzie kosztował czy jakie zapewni osiągi, ale najważniejsza informacja to ta, że będzie można zjechać nim z toru na jezdnię.
Toyota może tworzyć szpetne hybrydy drogowe, bo trudno przypisać modelom C-HR, Prius czy Mirai prawdziwe walory estetyczne. Te auta są krzykliwe, ale stanowczo nie piękne, przynajmniej nie w klasycznym ujęciu. Natomiast w autach sportowych Toyota od lat ma wysoką klasę. W tych najbardziej sportowych – najwyższą! Nieodżałowana gwiazda GT One nie wygrała co prawda 24 godzin w Le Mans, ale pozostaje jednym z najpiękniejszych bolidów w tym wyścigu.
Być może doczeka się naprawdę godnej następczyni, ponieważ w połowie stycznia na salonie w Tokio Toyota pokazała swoją najnowszą flagową zabawkę – GR Super Sport. Jest nie tylko piękna, ale i obiecuje naprawdę dużo. Przede wszystkim: nie tylko pojedzie na torze, ma być też dostępna dla zwykłych śmiertelników. No, nie zwykłych, bo i trzeba mieć przeszkolenie, i ośmiocyfrowy budżet na zakupy.
Jeśli rzeczywiście trafi na drogi, GR Super Sport stanie w szranki z innymi ulicznymi bolidami, jak Aston Martin Valkyrie czy Mercedes AMG Project One. Nie znamy jeszcze ceny zabójczej Toyoty, ale wymieniony Project One ma kosztować ok. 2,7 mln $ i powstanie w liczbie 275 sztuk. Podobnych aspiracji można oczekiwać po Toyocie tym bardziej, że lista chętnych na Project One już jest zamknięta, a po każdą dostępną sztukę zgłosiło się czterech chętnych.
Nie znamy prędkości maksymalnej GR Super Sport, ale też nie wiemy czy komukolwiek poza kierowcami testowymi przypadnie w udziale ją osiągnąć. Znacznie ciekawsze doznania będzie zresztą oferowała przy nieco niższych osiągach. Zagwarantuje to niecodzienne połączenie trzech silników. Ten główny to „benzyniak” o pojemności 2.4L w układzie V6 i z dopiętymi dwiema turbosprężarkami. Do tego po jednym elektrycznym przy każdej osi. Łączna moc 983 KM zapewni przyśpieszenie w okolicach 2,5 sek. do 100 km/h. Kto by nie pojeździł…