W historiach takich jak ta nie można być pewnym niczego. Nawet wtedy, gdy nie ufamy nikomu możemy zostać zaskoczeni. „Człowiek honoru” – to historia dla prawdziwych fanów powieści szpiegowskiej
Czasy, w których rozgrywa się cała historia powieści nie należą do łatwych. Jest 1953 rok. Zimna wojna rozkręca się na dobre, McCarthy tropi i węszy, widząc komunistę i współpracownika radzieckich służb w każdym. Wydaje się, że nikomu nie można ufać, wszystkim trzeba patrzeć na ręce. I choć oskarżenia komisji to pisane na wodzie polityczne zagrywki – to w CIA rzeczywiście dzieją się rzeczy podejrzane.
Nie brakuje również nieudanych akcji i innych porażek. Próby zawiązania antykomunistycznej siatki na terenie Związku Radzieckiego – zduszone w zarodku. Giną ludzie. Również tu, w Waszyngtonie – w tajemniczych okolicznościach śmierć zaczyna zbierać żniwo wśród agentów. Czy to ludzkie błędy? Skutki rosnącej biurokracji? A może jednak rację mają ci, którzy widzą w tym działania zdrajcy, któremu nadano pseudonim Protokół? Gdyby okazało się to prawdą, jego ujawnienie, teraz, w dobie zmiany ekipy w Białym Domu, mogłoby mieć dla Agencji katastrofalne skutki.
George Mueller ma teraz nowe zadanie – musi wytropić kreta. Taka misja wydaje się być idealną na zakończenie kariery. Chyba, że tajemnice, które on skrywa nie pozwolą mu tak łatwo odejść. Przynajmniej nie w blasku chwały. Co jeśli sam stanie się podejrzanym? Złota zasada „nie ufaj nikomu”, dopóki Protokół jest na wolności, może okazać się niewystarczająca.
W notatkach służbowych nie pojawiało się słowo „zdrajca”, nie padało też na oficjalnych spotkaniach, ale można je było usłyszeć w ściszonych rozmowach w piątkowe popołudnia, kiedy szkocka whisky pomagała oficerom prowadzącym pozbyć się napięcia minionego tygodnia.
Człowiek honoru, Paul Vidich (fragment)
Źródło: Czarna Owca