Choć tej książce można nadać miano baśni to zdecydowanie trzeba zapomnieć o sielance i typowych miłych krasnoludkach przemykających raz po raz w tle całej historii. „Dzika bestia” to bowiem obsesja, która chce zawładnąć każdą częścią życia człowieka
Wszystko jest lepsze niż okropna, pogłębiająca się samotność. Dlatego też Izolda ucieka od niej w gęstwinę. Miejsce, w którym żyje zdecydowanie jej w tym pomaga. Mieszka ona bowiem w dziwacznym, ale i fascynującym zamku, który nie do końca pasuje do całego miasta Medellín. Las, który go otacza zdecydowanie przypadł jej jednak do gustu. Co więcej, do środka zamku, przez gałęzie drzew rosnących wokół wkradają się niepostrzeżenie zagrożenia świata zewnętrznego.
Całość zaczyna się jak mroczna baśń, ale z czasem zmienia się raczej w obłąkańczą historię pewnego porwania. Zarówno w twierdzy jak i poza nią, „ta dzika bestia”, przybiera postać obsesji, uzurpuje sobie prawo do sprawowania kontroli nad drugim człowiekiem, rozpala żądzę zemsty i można się od niej uwolnić jedynie akceptując śmierć jako przeznaczenie.
Jorge Franco, kolumbijski pisarz to prawdziwy mistrz stopniowania napięcia. Świat magiczny tworzony przez autora jest fascynujący i hipnotyczny, ale i pełen mroku. Sergio Vila-Sanjuan mówi o „Dzikiej bestii” jako o fascynującej i zaskakującej powieści, która według niego jedynie zaczyna się jak bajka, a kończy już jak film Tarantino. Powieść zdobyła Nagrodę Wydawnictwa Alfaguara w 2014.
Każdego popołudnia sterczę pod ogrodzeniem w nadziei, że zjawi się znowu. Czekam na nią do szóstej, licząc, że wyjdzie do lasu. Ale nie ujrzałem jej już nigdy więcej, choćby wyglądającej przez okno. Czasem słyszę jakieś gwizdy i wtedy ogarnia mnie wzruszenie, bo myślę, że to znak od niej, ale gwizd oddala się, niknie gdzieś między drzewami i dochodzi z coraz to innego miejsca.
Źródło: Prószyński Media