Rinspeed znów przekombinował – można by pomyśleć. A jednak w stajni szwajcarskiego biura projektowego jest już tyle dziwadeł, że najnowszy pomysł trzeba przyjąć jako kolejny przerysowany eksperyment. Zamiast na wygląd, warto spojrzeć na treść.
Stworzyli już 24 modele samochodów, a pewnie żadnego z nich nigdy nie widzieliście na drogach. I nic dziwnego, ponieważ w sprzedaży trudno ich szukać. Szwajcarski Rinspeed to kopalnia pomysłów, która przeszła bardzo długą drogę od wczesnych lat 90.
Zaczęli od eksperymentów na sportowych autach, by później szukać innowacji w bardzo różnych kierunkach. Powstał więc podwodny lotus, auto-katamaran, przedłużany samochód 2- i 4-osobowy. Zrobili nawet smarta z przyczepką, by uczynić z auta miejskiego turystyczne. Wszystko to może się wydawać bezużyteczne, bez sensu – ot, zwykłe efekciarstwo. Jednak Rinspeed pod tymi krzykliwymi obrazkami ukrywa całkiem ciekawe pomysły, nawet jeśli schowane dość głęboko. A to nowatorski rodzaj podnośnika, a to znów łączenie auta z technologią chmury. I właśnie pod tym kątem należy oglądać ich najnowsze dzieło: Rinspeed Snap.
Estetycznie ciekawy, ale funkcjonalnie… dramat. Rinspeed co prawda zapewnia, że to auto może służyć jako punkt odbioru przesyłek kurierskich, mały sklepik czy pokój konferencyjny, ale w każdej z tych ról byłby koszmarnie niepraktyczny. To jednak wina właśnie projektu, który ma być nade wszystko krzykliwy i przykuwający wzrok.
Dlaczego więc warto zwrócić uwagę na ten pojazd? Po pierwsze, łączy ze sobą nowoczesne technologie od wielu wiodących producentów. To auto nie tylko autonomiczne i elektryczne, ale też rozpoznające pasażerów po tęczówkach, przyciemniające szyby zależnie od potrzeb, w pełni integrujące się ze smartfonem i… umożliwiające uprawę mięty. Tak, wielość pomysłów robi wrażenie, a w wypadku Snapa ma być demonstracją głównej idei.
Tą ideą jest łączenie. Jak telefon łączy się z samochodem, tak podwozie auta i jego nadwozie stanowią niezależne twory. W podwoziu z kolei wyodrębnione są elementy długowieczne (mechaniczne, o żywotności nawet paru dekad) oraz te wymagające częstej wymiany, czyli najbardziej technologiczne. Tym sposobem jedno podwozie będzie mogło rozwozić w dowolne miejsca różne rodzaje nadwozi, a do tego po upływie żywotności będzie mu można zrobić szybki „update” zamiast kupować zupełnie nowy pojazd.
Właśnie ten ostatni element może okazać się najlepszy, ponieważ jest sposobem na stworzenie auta wystarczającego na wiele lat, nawet jeśli nie w całości. Elementy wymienialne mają być możliwe do recyklingu, czyli w motoryzacji może wreszcie zawitać prawdziwie zrównoważony rozwój.
Zasadniczym problemem będzie to, czy ludzie zechcą trzymać to samo auto – nawet z wieloma aktualizacjami – przez dekadę lub dłużej. Tu jednak warto dodać, że zaproponowane w Snapie rozwiązania dedykowane są bardziej dla odbiorców flotowych niż indywidualnych, a w tej części rynku długowieczność i możliwości adaptacji będą z pewnością w cenie!