Pierwsze sztuki wyjadą na ulice dopiero w maju, ale o tym samochodzie mówi się od dawna. Nic dziwnego, skoro najnowsze dzieło McLarena śrubuje osiągi i dba o właściciela jak przystało na supersamochód

Na początku marca pokazano go w Genewie, niedawno miał premierę w USA. Kiedy zobaczymy pierwszego polskiego 720s? Pewnie nieprędko, i to z dwóch powodów. Pierwszy: wszystkie 400 sztuk pierwszej serii już ma właścicieli. Drugi: cena za wersję podstawową zaczyna się tuż nad granicą miliona złotych, a na samą myśl o wypuszczeniu tej piękności na polskie drogi serce się kraje.

Czym właściwie jest 720s? To długo oczekiwany następca modelu 650, nowe flagowe superauto z linii McLarena. Bryła typowa dla brytyjskiej firmy, silnik ulokowany tuż przed tylnymi kołami i na nie przenoszący napęd. Pod maską poprawione względem poprzednika V8 z pojemnością 4.0, gwarantujące trudne do wyobrażenia osiągi. Do 100 km/h w zaledwie 2,9 sekundy, a maksymalna prędkość na poziomie 341 km/h. Moc silnika zdradzona jest już w nazwie – to 720 koni mechanicznych.

To prawdziwy uliczny potwór, ale w bardzo lekkim wydaniu. Dosłownie, ponieważ waży o 18 kilogramów mniej od 650s pomimo wyśrubowanych osiągów. Zbudowany z aluminium i włókna węglowego samochód nie jest też łapczywy na paliwo. W cyklu miejskim spala ok. 17 litrów, ale na trasie już tylko 7,4. Oczywiście to dane na podstawie testów przy standardowych prędkościach, a to auto może (musi!) być wykorzystane też w bardziej wyczynowy sposób.

Ocenę stylistyki zostawiamy Wam, ale kto lubi McLarena, ten znajdzie tu wszystko, czego można oczekiwać. Jest płynnie, dynamicznie i efektownie, od ogólnego wrażenia po detale, jak podświetlane logo czy jaśniejący na czerwono silnik.

Dla osób chętnych na któreś z kolejnej puli aut McLaren uruchomił konfigurator online, w którym można skroić 720s wprost dla siebie. Od koloru nadwozia po odcień pasów bezpieczeństwa. Ale za milion można wymagać, prawda?