Ula z miłości wysłała swojemu chłopakowi intymne zdjęcie, którym on pochwalił się swoim kumplom. Jeden z nich wykradł je z jego komórki. Domagał się od niej wysyłania kolejnych zdjęć, szantażując, że jeśli ich nie dostanie, opublikuje w sieci to, które już ma. To akurat scenariusz filmu edukacyjnego dla młodzieży, ale wcale nie taki odległy od rzeczywistości.
Takie sytuacje coraz częściej zdarzają się w polskich szkołach. Z badania „Nastolatki 3.0” przeprowadzonego przez Państwowy Instytut badawczy NASK wynika, że aż 42 proc. młodych ludzi w wieku 15-18 lat otrzymało kiedyś nagie, intymne materiały, a 13 proc. wysłało swoje nagie zdjęcia/filmy innej osobie. Tego typu działanie w sieci to sexting.
Nastolatki spędzają w sieci średnio cztery godziny dziennie, a 8 proc. z nich robi to także w nocy. Zdecydowana większość (ponad 90 proc.) ma swoje konta na portalach społecznościowych takich jak Facebok, Instagram lub Snapchat. Tam kontaktują się ze znajomymi, zawierają znajomości, wyrażają swoje poglądy, kreują swój wizerunek.
Specjaliści alarmują, że w ostatnim czasie do internetu trafia coraz więcej treści zawierających nagie lub półnagie zdjęcia lub filmy, wytworzonych przez osoby poniżej 18 rż., świadomie angażujące się w seksualną aktywność. Tego rodzaju działalność zyskała już nazwę: „self generated content” (treści wytwarzane samodzielnie). Czemu nastolatki to robią? Czasem to zabawa, podążanie za trendami, a czasem naiwność i brak asertywności.
Self-generated content: niebezpieczna zabawa
Często nastolatki zamieszczają na swoich profilach wręcz intymne zdjęcia, chcąc pochwalić się nowym (skąpym) ciuchem lub po prostu pięknym ciałem. Nie zawsze przy tym mają świadomość, że treści publikowane w internecie trafiają nie tylko do tych, dla których były przeznaczone.
„W sieci często publikowane są materiały, na których dzieci lub nastolatki rozbierają się, przyjmują erotyczne pozy, naśladują ruchy charakterystyczne dla różnych czynności seksualnych. Mimo że osoby występujące na nich nie chciały zrobić nic złego, ich zabawy mogą przyczynić się do powstawania nielegalnych treści, z których mogą korzystać osoby o skłonnościach pedofilskich. Niestety zdarza się, że pod wpływem nacisku ze strony społeczności danego portalu młodzi ludzie decydują się na pokazanie swoich intymnych części ciała, a w niektórych przypadkach na podjęcie różnych czynności seksualnych” – czytamy w niedawno opublikowanym raporcie o sextingu opinię ekspertów z punktu kontaktowego Dyżurnet.pl. To miejsce, które zajmuje się przyjmowaniem zgłoszeń nielegalnych treści w internecie, szczególnie tych związanych z seksualnym wykorzystywaniem dzieci.
Dla wielu młodych osób sexting jest formą zabawy. Pozwala na wyrażenie zainteresowania drugą osobą, czasem jest sposobem na przeżywanie pierwszych doświadczeń seksualnych. Nierzadko dziewczyny przesyłają swoje półnagie zdjęcia chłopakowi jako dowód miłości. Wydaje im się, że takie zdjęcie obejrzy tylko on i nikt więcej go nie zobaczy. Brutalna rzeczywistość jest taka, że czasem chłopak pochwali się otrzymanym zdjęciem czy filmikiem przed kolegami, a któryś z nich gdzieś zamieści takie zdjęcie dla żartu. Najczęściej nie wie nawet, że popełnia w ten sposób przestępstwo, bo powielanie takich treści jest niezgodne z prawem.
„Wiele młodych osób podejmując ryzykowne zachowania seksualne online nie myśli o konsekwencjach, z jakimi mogą się później zmagać. Pokazują to głośne medialne historie, w których ofiary sextingu nie poradziły sobie z falą hejtu i nienawiści, jaka spotkała ich po wypłynięciu intymnych materiałów” – ostrzega Anna Kwaśnik w Poradniku dla rodziców „Sexting i nagie zdjęcia. Twoje dziecko i ryzykowne zachowania online” wydanego w ramach kolejnej odsłony kampanii Ministerstwa Cyfryzacji i NASK – „Nie zagub dziecka w sieci”.
Sexting: wstęp do cyberprzemocy
Zdarza się, że roznegliżowane zdjęcia są wykorzystywane do wymuszenia okupu (pieniędzy) lub szantażu, by ofiara wysłała więcej swoich intymnych zdjęć, pod groźbą ich opublikowania lub dalszego rozpowszechniania. Mamy wtedy do czynienia ze zjawiskiem nazwanym sextortion. Sprawcami mogą być zarówno osoby poznane w sieci, jak i znajomi, np. ze szkoły. Zwykle pierwsze zdjęcia ofiara wysyła komuś dobrowolnie, kolejne są już wymuszane.
Ostatnio dużo mówi się też o zjawisku „revenge porn” czyli „pornografii z zemsty”. Takie sytuacje zdarzają się szczególnie w społeczności szkolnej. „Młode osoby często działają impulsywnie, a pod wpływem emocji robią rzeczy, których później żałują, np. rozsyłają intymne zdjęcia byłej dziewczyny, albo przyjaciółki, z którą się pokłócą. Sprawca zazwyczaj nie liczy się z konsekwencjami, działa pod wpływem emocji, chwili” – ocenia Anna Kwaśnik.
Coraz częściej zdarza się też, że treści są preparowane i choć są nieprawdziwe, wyglądają bardzo realistycznie. Stąd nazwa: deepfakes (z ang. deep- głęboki, fake-fałsz). W sieci dostępnych jest wiele prostych w obsłudze aplikacji, które umożliwiają takie praktyki.
Uwaga!
Dzieci mogą być nie tylko ofiarami sextingu, ale też jego sprawcami! Warto od najmłodszych lat wyjaśniać im, jakich treści nie wolno publikować i rozsyłać! Sprawcy sextingu można postawić zarzuty o rozpowszechnianie treści pornograficznych z udziałem osób małoletnich.
Tragiczne konsekwencje
Co się dzieje w świecie osoby, która stała się ofiarą sextingu, sextortion czy innego rodzaju cyberprzemocy? Szkody są najczęściej bardzo poważne.
„Ich rozmiar zależy od tego co się stało, jaka to była sytuacja, jaki materiał został udostępniony, kto był sprawcą. Pewne jest to, że niezależnie od rozmiaru sprawy krzywda emocjonalna się dzieje – nikt nie czuje się komfortowo, gdy ktoś ujawnia intymne treści na jego temat. To dotyczy bardzo wrażliwej sfery życia. To szczególnie bolesne dla młodych ludzi, dla których przynależność do grupy rówieśniczej, akceptacja środowiska, status społeczny są bardzo ważne” – podkreśla Anna Borkowska z Państwowego Instytutu Badawczego NASK.
Z badań ekspertów wynika, że ofiarom najczęściej doskwiera uczucie zażenowania, wstydu, poczucie braku możliwości rozwiązania takiej sytuacji, a także ogromne pokłady poczucia winy. Czują, że zawiodły, bo to one zainicjowały tę sytuację. Warto jednak pamiętać, że cokolwiek się wydarzyło, nikt nie ma prawa wykorzystać takich materiałów przeciwko osobie jej tworzącej. Problem w tym, że ofiara w ten sposób nie myśli, wpadając w błędne koło samooskarżenia, poczucia winy, kresu normalnego życia.
„Do tych wszystkich uczuć dołącza strach, że te materiały zostaną rozpowszechnione, że zapozna się z nimi wiele osób, że zobaczą je znajomi, rodzina. Ofiary boją się, na jaki pomysł może jeszcze wpaść sprawca i co się w tej sytuacji może jeszcze wydarzyć” – mówi ekspertka NASK.
Sytuację pogarsza to, że paradoksalnie to izoluje ofiarę od najbardziej potrzebnego w tej sytuacji wsparcia – towarzystwa innej życzliwej osoby, od proszenia o pomoc i od uzyskania tej pomocy.
„Taki mix emocji powoduje, że nastolatki nie zgłaszają tego nigdzie, że czują się jak w pułapce, osaczone, bezsilne, nie wiedzą co robić, jak prosić o pomoc” – podkreśla Borkowska.
Warto zwrócić uwagę na to, że choć sextortion dzieje się w internecie, to jego efekty dotkliwie odczuwalne są w realnym. Nastolatki często mówią, że po tym, jak znalazły się takiej sytuacji, musiały zamknąć konto, zmienić nick, hasła, traciły folowersów. Choć dla dorosłego może się to wydawać banalnymi konsekwencjami, dla nastolatka może to oznaczać koniec świata: zerwanie kontaktu ze znajomymi i z dotychczasowym modelem funkcjonowania.
Nic dziwnego, że często też dzieci nie radzą sobie z tą sytuacją i muszą korzystać z pomocy psychologa, terapeuty, a czasem lekarza, bo rozwinęła się u nich depresja lub inne zaburzenia.
Co gorsze, czasami środowisko zamiast pomóc pogłębia jeszcze problem.
„Gdy takie materiały wypływają do sieci ofiara, która i tak znajduje się w bardzo trudnej sytuacji, doświadcza powtórnej wiktymizacji, ponieważ spotyka się ogromną falą hejtu. Stąd prośba – jeśli widzimy takie materiały w sieci nie komentujemy ich, nie „szerujmy”, a jeśli już musimy zareagować, napiszmy coś, co może być wsparciem dla ofiary, nie stawajmy po stronie sprawców, nie udostępniajmy tych materiałów, nie rozsyłajmy ich dalej, nie hejtujmy” – apeluje ekspertka NASK.
Internet nie zapomina
Obojętnie, czy mówimy o sextingu, cyberprzemocy, hejcie – nie ma lepszej metody pomocy niż dobra rozmowa. Od najmłodszych lat powinniśmy uczulać dzieci na to, jakie materiały mogą zamieszczać online, a jakich w żadnych wypadku nie powinny upubliczniać.
„Internet nie zapomina. To, co wrzucamy dziś, nawet po skasowaniu może być tam dostępne przez kilkanaście lat. Dzieci są bardzo świadome i nigdy nie są za małe, żeby z nimi na ten temat rozmawiać” – uważa minister cyfryzacji Marek Zagórski.
Warto też mieć pieczę nad tym co dziecko robi w internecie – jeśli dziecko jest małe, nie zostawiać go samego w sieci, jeśli jest starsze, nie zostawiać zupełnie bez kontroli.
Monika Wysocka, zdrowie.pap.pl