John McCain: Polityk waleczny i (dość) przyzwoity

Właściwie nie piszemy o politykach, a o zagranicznych chyba jeszcze się nie zdarzyło. Dla niego jednak warto zrobić wyjątek. Jak nie na polu bitwy, to w Waszyngtonie – John McCain zawsze walczy. I choć poglądy tego republikańskiego senatora z Arizony budzą poważne kontrowersje, to jako postać jest żywą legendą amerykańskiej polityki!

Kilka tygodni temu dowiedział się, że właśnie toczy walkę o swoje życie – ma złośliwego raka mózgu. Pomimo dostępu do najlepszych specjalistów na świecie John McCain ma bardzo złe rokowania. Zależnie od pytanego onkologa ma od 3 do 14% szans na przeżycie kolejnych 14 miesięcy. – Więc powiedziałem im: dobrze, a teraz zrobimy co się da, znajdziemy najlepszych lekarzy, najlepsze terapie. A w tym samym czasie będziemy cieszyć się dobrze przeżytym życiem – stwierdził w wywiadzie udzielanym z małżonką na antenie CBS.

Skąd taki spokój w przyjęciu ponurej diagnozy? Nie chodzi tylko o to, że McCain ma już 81 lat i perspektywa śmierci jest realna i bez choroby. Dla tego senatora walka z rakiem to tylko kolejna z naprawdę wielu stoczonych w życiu bitew. Niektóre z nich to gotowe scenariusze na film czy książkę!

Od dziecka w marynarce

Nie chodzi o ubiór, rzecz jasna. McCain urodził się w bazie amerykańskiej marynarki wojennej w rejonie Kanału Panamskiego. Syn marynarza (John McCain II) i wnuczek marynarza (John McCain I), młody chłopiec został już trzecim Johnem „z rzędu” i nie było mowy, by wybrał inną drogę niż właśnie służba na morzu.

McCain nie trafił jednak na statek zaraz po szkole średniej. Zamiast zaciągać się od razu, zaczął naukę w Amerykańskiej Akademii Marynarki Wojennej, by zostać oficerem. Lubił się uczyć, choć tylko niektórych przedmiotów. Pasjonat literatury i historii świetnie czuł się też w zapasach i boksie, za to przedmioty ścisłe zaliczał na najniższe oceny gwarantujące dalszą edukację. Nie chodziło o braki w wiedzy, raczej podejście do życia. McCain był znany z silnego charakteru, w tym z przeciwstawiania się władzom uczelni, choć największe wyzwania były jeszcze przed nim.

Po ukończeniu akademii w 1958 roku wypłynął na morze. Nie od razu, ale jeszcze w trakcie 2,5-letniego szkolenia w słynnej bazie Pensacola. Nauczył się pilotować samolot szturmowy i rozpoczął służbę na lotniskowcu. W wieku 30 lat poprosił o przydział bojowy na jednostce uczestniczącej w wojnie wietnamskiej.

W piekle wojny

W lipcu ucierpiał w wybuchu bomby na statku USS Forrestal, ale pomimo obrażeń uratował przed ogniem kolegę. Zaledwie trzy miesiące później był już na ziemi w Wietnamie. Na ziemi, ponieważ jego samolot został zestrzelony podczas 23. nalotu z jego udziałem, a on trafił do niewoli. Tu zaczyna się najbardziej drastyczna część historii. Choć był ciężko ranny, odmówiono mu pomocy medycznej. Zamiast tego był katowany, by wydobyć informacje.

Gdy Wietnamczycy dowiedzieli się, że jego ojciec jest admirałem, a zestrzelenie było głośną sprawą w USA, otrzymał dostęp do minimalnej opieki medycznej, by podtrzymać go przy życiu. Stracił ponad 20 kilogramów, jego włosy całkowicie posiwiały pomimo młodego wieku, a gdy wreszcie trafił do celi z dwoma innymi żołnierzami w Hanoi, ci dawali mu nie więcej niż tydzień życia. Ale on się nie dał. Nawet po przeniesieniu do izolatki, w której spędził dwa lata! W pierwszej połowie 1968 roku, po ponad półrocznej niewoli w bardzo złym zdrowiu, Wietnamczycy zaproponowali mu wolność z racji wysokiego stanowiska ojca. On odparł, że zgodzi się na ofertę tylko pod warunkiem uwolnienia w pierwszej kolejności wszystkich, którzy zostali pojmani przed nim (taki był kodeks wojenny). Odpowiedź była odmowna, więc i on odmówił wolności.

W niewoli McCain spędził prawie 5 kolejnych lat, a w sierpniu 1968 – po decyzji o pozostaniu z kolegami – miejscowi postawili sobie za cel złamanie McCaina. Był wiązany i bity co dwie godziny, by wymusić uwłaczające antyamerykańskie wyznanie, które zostało później użyte propagandowo. Zanim udało im się go złamać, sponiewierany żołnierz próbował popełnić samobójstwo, ale strażnik dotarł na czas i podtrzymano go przy życiu. Upodlonego i okaleczonego McCaina uwolniono dopiero w marcu 1973. Po „wizycie” w Wietnamie już nigdy nie był w stanie podnieść rąk wyżej niż na wysokość ramion – to efekt długotrwałych tortur.

Powrót w chwale

Choć do dziś wstydzi się wymuszonego torturami stwierdzenia przeciwko ojczyźnie, McCain powrócił do USA jako legenda. Nie tylko był znany przed wojną, ale też przeżył okrucieństwo niewoli i odmówił wolności. Wielokrotnie odznaczany zaczął karierę administracyjną, by w 1982 wreszcie wystartować jako kandydat do kongresu z Arizony.

Choć nie jest to jego rodzinny stan, wygrał najpierw prawybory z silnym lokalnym oponentem, a później z łatwością pokonał rywala z ramienia demokratów w głównych wyborach. Po zaledwie czterech latach, w 1986 został senatorem, miażdżąc konkurenta z partii demokratycznej. Od tego momentu do dziś jest senatorem z Arizony, co samo w sobie jest niesamowitym osiągnięciem.

Jemu jednak nie wystarczyło. W 2000 po raz pierwszy wystartował na prezydenta USA, by ostatecznie przegrać w prawyborach z faworyzowanym z Georgem W. Bushem. W kolejnej kampanii, co jest amerykańską tradycją, wspierał Busha na drugą kadencję, by następnie w 2008 wystartować ponownie. Tym razem udało się przejść prawybory partyjne i stanął przeciwko Barackowi Obamie. Przegrał, choć zgromadził całkiem przyzwoitą ilość ok. 45,7% głosów.

Kontrowersyjny…

John McCain zasłynął w Waszyngtonie jako jeden z „jastrzębi”, tj. polityków uznających wojnę za najlepsze rozwiązanie w stosunkach międzynarodowych. Był więc zwolennikiem mocno później krytykowanych wojen w Afganistanie czy Iraku, a gdy Obama zaczął wyprowadzać wojska z tego rejonu, McCain zarzucał mu odpowiedzialność za powstanie ISIS i tym samym zamachy terrorystyczne na terenie USA.

McCain postulował też agresywne zaostrzenie relacji z Rosją czy Iranem, co wielu obserwatorów uważa za skrajnie niebezpieczne. Republikanin tradycyjnie też oponuje przeciwko jakiemukolwiek ograniczeniu sankcji, choćby wobec Kuby. Właściwie trudno znaleźć rozwiązanie przyjęte przez Obamę, które zaakceptowałby McCain. Nie bez powodu, ponieważ polityk jest silnie związany z lobby zbrojeniowym.

Jednak to nie dążenia do wojny są jego największą skazą wizerunkową. Nawet nie ujma po oświadczeniu z wietnamskiej niewoli. Jeden z najwstydliwszych momentów jego kariery to wybór Sary Palin na swoją zastępczynię w kampanii z 2008 roku. Uznawana za tzw. „rednecka” Palin zasłynęła m.in. nieznajomością żadnego tytułu prasowego w USA, twierdziła też, że widzi Rosję z okna (była gubernatorem Alaski), dzięki czemu świetnie sprawdzi się w dyplomacji. McCain nie wybrał jej jednak sam na potencjalną wiceprezydent – taka była strategiczna decyzja partii, by pozyskać kolejne segmenty elektoratu. Sam polityk spotkał ją zaledwie raz w życiu.

…ale przyzwoity

Choć amerykańska polityka jest okrutna, a poziom debaty czasami wręcz rynsztokowy, John McCain pozostaje jednym z niewielu wyjątkowo porządnych ludzi. To prawda, że w wielu aspektach sam był politycznie agresywny, a jednak zna granicę. Gdy podczas jednego z wieców wyborczych jego wyborczyni nazwała Baracka Obamę muzułmaninem, ten natychmiast zareagował, zaprzeczając popularnej wśród republikanów teorii spiskowej. W 2016 roku, pomimo przynależności do tej samej partii, stanął przeciw Donaldowi Trumpowi, krytykując go publicznie za skandaliczne zachowanie. I choć Trump później wielokrotnie go atakował w swoim stylu (słynne „on nie jest bohaterem, ja wolę ludzi, którzy nie dali się złapać”), McCain do dziś nie zniżył się do poziomu adwersarza w dyskusji.

Charakter McCaina kształtowało wiele wydarzeń z życia. Siedmioro dzieci, poważny wypadek pierwszej żony, niewola w Wietnamie, doświadczenie polityczne, a w ostatnich latach również rak. W 2000 polityk miał usuniętego czerniaka, ale choroba powracała. W połowie 2017 usunięto mu guza mózgu, by później okazało się, że jest kolejne ognisko choroby.

I to, jak sam zasugerował, też ułatwia sprawę. John McCain nie będzie już nigdzie kandydował, nie ma po co planować przyszłości ani liczyć na pieniądze od lobbystów. Może, co rzadkie w polityce, mówić po prostu co myśli. Dlatego właśnie niedawno ostentacyjnie wstał podczas głosowania, uniósł rękę na ile tylko mógł, by następnie kciukiem skierowanym w dół oddać najważniejszy głos, który jego własnej partii uniemożliwił odebranie milionom Amerykanów ubezpieczenia zdrowotnego. Dziś jasno, choć na wysokim poziomie, wyraża sprzeciw wobec wyniszczającej retoryki i ideologii Donalda Trumpa i jego obozu. Oczywiście Trumpowi nie przeszkadza, że w rewanżu publicznie szkaluje człowieka walczącego o życie, ale McCain – jak przyznał w październikowym wywiadzie – toczył już znacznie groźniejsze potyczki od tych z Trumpem…

Michal Karas

Autor

Michal Karas

Polecamy

Powiązane Artykuły