Gdybyśmy powiedzieli Wam, że istnieje firma, która od 41 lat wypuszcza na rynek prawie ten sam samochód, pewnie byście nie uwierzyli. Tymczasem Holender Joop Donkervoort właśnie to robi, udoskonalając i tak legendarny pierwowzór od dekad. Właśnie obchodzi urodziny i powstał jubileuszowy model.
Jeśli istnieje motoryzacyjny savoir-vivre, to na pewno jednym z jego elementów jest niekwestionowanie statusu Lotusa Seven. To auto, produkowane w latach 1957-73, stworzyło własny segment rynku i jest legendą – koniec, kropka. Do dziś istnieje kilkadziesiąt firm, które budują bolidy na bazie „siódemki”, niektóre dosłownie w formie z 1973 roku.
Zamiast jednak skupiać się na brytyjskim Caterhamie (on oficjalnie jest spadkobiercą Lotusa Seven), my kierujemy oczy na Holandię. Joop Donkervoort również kupił licencję na produkcję tego wyczynowego auta i w 1978 założył firmę pod swoim nazwiskiem. Od tamtej chwili buduje „siódemki”, ale w odróżnieniu od większości konkurencji Donkervoort postanowił udoskonalać to, co wziął od Brytyjczyków. Zaczął od zwykłego S7 z silnikiem Forda Escorta. Na początek wystarczyło, w końcu auto ważyło niewiele ponad 500 kilo, co z nawet przeciętnym silnikiem już daje dobre osiągi.
Choć jego manufaktura zatrudniała początkowo kilkanaście osób, a do dziś zatrudnienie nie przekracza 40 pracowników, to na ulice Holandii i całego świata Donkervoort wypuścił parę tysięcy aut. Marka jest tak rozpoznawalna, że pierwsze Donkervoorty są już zabytkami niemal na równi z tymi od Lotusa.
Dzisiejsze pojazdy z holenderskiej pracowni odeszły od pierwowzoru dalej niż kiedykolwiek wcześniej, choć wciąż zachowują charakterystyczną sylwetkę. Od 2013, gdy do pojazdy wsadzono największy w historii silnik Audi (2.5L), auto jest szersze o 15 cm, wydłużono też przód. Doszedł poszerzony dziób z wbudowanymi światłami przednimi (wcześniej niezależne, między kołami a nadwoziem) – auta wyglądają coraz drapieżniej.
I choć Donkervoort nie szczędził udoskonaleń, to udało się zachować kluczowe dla marki zasady: nigdy kosztem osiągów. Do dziś najważniejsze jest prowadzenie auta i to, co oferuje ono na torze. Systemy wspierające kierowcę ograniczono do minimum. Wciąż ma być spartańsko, nawet jeśli do wnętrza wprowadzono skórę. Na wygodę jest zresztą za ciasno, tu liczy się jazda.
Od 2013 bieżącym modelem jest D8 GTO, kolejny kroczek w wieloletniej ewolucji. Jego mocniejsza wersja pozwala wycisnąć z silnika 370 KM, co daje setkę w 2,8s oraz prędkość maksymalną 270 km/h. Natomiast o Donkervoorcie piszemy nieprzypadkowo, bowiem Joop obchodzi w tym roku 70. urodziny. Z tej okazji na ulice wyjedzie 70 szczególnych pojazdów, oznaczonych jako JD70.
Wszystkie są szczególnie dopieszczonymi wersjami obecnego D8 GTO. Choć ciekawych detali dodano gdzie się dało, to udało się zachować masę poniżej 700 kg, w znacznej mierze dzięki zastosowaniu w nadwoziu włókna węglowego w innowacyjnej technologii ex-core.
Z silnika Donkervoort wycisnął więcej niż kiedykolwiek, 415 KM, co pozwala zaoferować najwyższe dotąd wartości G przy przyśpieszaniu, zakrętach i hamowaniu. To ma być zabawka stworzona dla miłośników wyczynowej jazdy na torze. Zabawka, dodajmy, za równie konkretną cenę. Każda sztuka będzie kosztować prawie 200 tys. € brutto (840 tys. zł). Dokładnych osiągów jeszcze nie znamy, ale jeśli ktoś planuje kupno supersamochodu pod kątem ich właśnie, to stosunek ceny do otrzymanych wartości wydaje się wcale niezły!
Wizualizacje: Donkervoort