Tak potężnego auta wyczynowego brytyjska marka jeszcze nie wypuściła. Gdy wyjedzie na drogi w 2020, ma ciąć powietrze jak brzytwa. To zabawka dla świadomego, doświadczonego klienta. Nie ma tylko pewności, czy się sprzeda.
O autach sportowych wiedzą naprawdę wiele. Ginetta to jedna z nielicznych brytyjskich marek, która od lat 50. XX wieku trzyma się na rynku i nie zwalnia tempa. To o tyle imponujące, że specjalizujący się w lekkich wyścigówkach zakład w Garforth pod Leeds wypuścił do tej pory tylko 15 modeli. Biorąc pod uwagę świętowany w zeszłym roku jubileusz 60-lecia, liczba nie imponuje.
A jednak w manufakturze na północy Anglii wciąż budują, wciąż szukają własnych rozwiązań i mają od dekad wiernych fanów. Ginetty nie są luksusowe, to auta tworzone dla miłośników szybkiej wyczynowej jazdy. Tu nikt nie myśli o prześciganiu się w luksusie z markami premium, liczą się osiągi i prowadzenie pojazdu.
Tak przynajmniej było, ponieważ podczas tegorocznych targów w Genewie pojawił się piętnasty model marki i zrobiło się strasznie. Akula odcina się od prostej stylistyki na rzecz skrajnie agresywnego wyglądu, a pod względem mocy bije na głowę wszystkie poprzednie Ginetty. 600 KM pod maską ma dać doskonałe osiągi, ale na szczegóły musimy jeszcze poczekać.
Pytanie tylko, czy rynek przyjmie ten pomysł dobrze. Inspirowana rekinem Akula celuje bowiem w segment, w którym dotąd Ginetta nie była obecna, a wśród supersamochodów robi się coraz ciaśniej z roku na rok. Tu potężne V8 pod maską i pokaźne ospojlerowanie może nie zdobyć uznania.
A, choć Akula będzie kosztować ćwierć miliona euro netto (ok. 1,5 mln zł), to nie zaoferuje przyszłym właścicielom luksusu. To wciąż auto na wskroś sportowe, w którym jako wartą uwagi funkcję producent wskazuje dotykowy ekran do infotainmentu. Na dodatki miejsca nie ma, masa nie przekracza 1100 kg. Nie będzie skórzanych obić, może za to być poobijana skóra po zakończeniu jazdy. Twarde fotele są bowiem zintegrowane ze sztywnym podwoziem i każdą nierówność będzie można odczuć boleśnie.
Z drugiej strony, może są jeszcze obrzydliwie bogaci kierowcy, dla których bolid ma sprawdzać się wyczynowo, a nie tylko odwracać wzrok na ulicy? Jeśli tak, docenią z pewnością wyjątkowo niski środek ciężkości (silnik jest umieszczony niżej niż w prawie wszystkich pojazdach konkurencji), niemal idealny rozkład masy i tradycyjne, rzemieślnicze podejście do napędu czy zmiany biegów. Nie potrzeba wielu takich chętnych, przy 20 sprzedanych sztukach projekt realizowany już od trzech lat ma być wart swej ceny. Oby, bo Ginetta zasługuje, by pozostać na rynku.
Zdjęcia: Ginetta