Halo, tu kosmos

Od czasu pierwszego kroku człowieka na księżycu i lotów w kosmos rosyjskich sputników, wiele się zmieniło. Nad ziemią krąży Międzynarodowa Stacja Kosmiczna (ISS), na której nieustannie znajduje się załoga. Jak wygląda życie współczesnego astronauty?

Na orbicie, proste czynności, takie jak poranne ablucje czy umycie zębów, wymagają nie lada gimnastyki. Cały zapas wody zabierany jest z Ziemii. Transport wody ze względu na jej ciężar jest kosztowny, w związku z czym traktowana jest jako towar deficytowy. Każda kropla jest ponownie przetwarzana i wykorzystywana do rozmaitych celów. Mowa tu również o pocie i wszelkich płynach z toalety. I choć te ostatnie używane są z dala od człowieka, to popularne powiedzonko astronautów brzmi: „Będąc na orbicie, nie zastanawiaj się zbytnio nad tym, co pijesz”.

Uciekające bąbelki
Kolejną kwestią jest bezpieczeństwo. Stacja kosmiczna naszpikowana jest urządzeniami elektronicznymi, a woda, po wyciśnięciu z tubki ma postać małych bąbelków, które niepilnowane rozchodzą się po kabinie niczym bańki mydlane. Mycie odbywa się więc głównie „na sucho”. Pracownicy stacji używają materiałów nasączonych środkiem myjącym, a następnie „opłukują się” mokrymi ręcznikami. Przy czym pojęcie „mokry” jest względne, im dalej od naszej planety, tym inaczej to wygląda. Na kawałek materiału astronauta wyciska ze specjalnego opakowania większy lub mniejszy bąbel wody (przy czym musi uważać, żeby ów bąbel nie podryfował w niepożądanym kierunku), wyciera nim ciało, twarz, dłonie i tak wygląda cały jego poranny prysznic. Kobiety-astronautki opanowały mycie głowy w bąblu wody do perfekcji, przy czym, trzeba uświadomić sobie fakt, że włosy pozbawione grawitacji powiewają we wszystkie strony niczym flaga, więc nawet tak banalna czynność zajmuje dwa razy więcej czasu, niż na Ziemii. Mokre ręczniki odkłada się do specjalnego pojemnika, po to, żeby płyn odparował. I był oczywiście użyty ponownie.

Niebezpieczne okruszki
W historii podbojów morskich niejeden kapitan statku musiał zmierzyć się z buntem załogi przeciwko kiepsko gotującemu kucharzowi lub jedzeniu złej jakości. Żeby osłodzić astronautom trudy kosmicznych podróży, NASA znacząco poprawiła standardy kosmicznej żywności.
W czasach, kiedy wyprawy poza Ziemię dopiero startowały, nie było lekko. Na pokładzie pojazdów kosmicznych jedynym pożywieniem była papka wyciskana z tubki lub zamrożone jedzenie w proszku, bez właściwości smakowych, za to trudne w użyciu. Rosjanom pozwalano na kieliszek wódki. Obecnie kosmiczna stołówka jest na o niebo lepszym poziomie, za to alkohol został surowo zakazany. Menu astronautów przygotowują lekarze, posiłki jada się trzy razy dziennie, a na pokładzie jest kuchenka i osobne miejsce wyznaczone do konsumpcji prowiantu. Poza orbitę udało się przemycić naturalne jedzenie (np. orzechy). Do dyspozycji są też potrawy w proszku (około sto produktów do wyboru), do których dodaje się wodę oraz tzw. jedzenie termostabilizowane (np. owoce), z którego w procesie gotowania usunięto szkodliwe mikroorganizmy. Ci, którzy nie wyobrażają sobie życia bez przypraw, mają do dyspozycji przyprawy… w płynie, np. sól rozpuszczoną w wodzie lub pieprz w oleju. Ponieważ nic nie powinno się plątać po kabinie, a mikrograwitacja robi swoje, wszelkie drobinki są potencjalnie niebezpieczne. Z tego samego powodu astronauci mogą tylko pomarzyć o chlebie czy kruchych ciastkach. Wypuszczone samopas okruszki mogłyby uszkodzić aparaturę stacji kosmicznej lub, co gorsza, wpaść do oka astronauty lub jego przewodu oddechowego. Na kuchence można podgrzać obiad, ale nie może on być gorący. Kosmiczne ziemniaki po ucieczce z talerza, mogłyby kogoś poparzyć. Dla uzależnionych od kofeiny wymyślono sprytne rozwiązanie – ciepłą kawę przelewa się do specjalnego pojemnika (wygląda jak kubek zwężający się na górze), z którego można ją spokojnie wypić. Bez ryzyka, że ucieknie gdzieś w postaci małych bąbelków.
Niestety, pomimo tych udogodnień, kubki smakowe człowieka w kosmosie nie pracują tak, jak na dole. Nosy astronautów są zatkane z powodu stanu nieważkości, a brak w pełni sprawnego zmysłu powonienia nie pozwala w pełni cieszyć się smakiem i zapachem jedzenia.

Sedes jak odkurzacz
Ci, którzy interesują się lotami w kosmos, pewnie nie raz zadawali sobie pytanie, jak radzą sobie astronauci z kwestią stanu nieważkości, kiedy muszą skorzystać z toalety. Otóż, tak jak się zapewne domyślacie, nie jest to proste zadanie. Odchody i mocz są zasysane próżniowo. A to oznacza, że jeden fałszywy ruch i mini katastrofa biologiczna gotowa… Panowie sikają do specjalnej rury ssącej, uprzednio zakładając na nią osobistą nakładkę. Siadanie na sedesie to wyższa szkoła jazdy. Trzeba przypiąć się pasami i bardzo precyzyjnie usadowić się nad małym otworem, tak żeby powstała próżnia. Potem do akcji wkracza urządzenie wspomagające, działające na zasadzie odkurzacza. Podczas startu i lądowania lub wielogodzinnej pracy poza statkiem kosmicznym, astronauci muszą nosić chłonne pieluchy (NASA nazwała je Maximum Absorption Garment). Co dzieje się z zbędnymi produktami przemiany materii? Trafiają do zbiornika z odpadkami na bezzałogowym statku zaopatrzeniowym. Po odczepieniu od kadłuba zbiornik ten spala się w górnych warstwach atmosfery. Z moczu uzyskuje się wodę, która jest następnie wykorzystywana do produkcji tlenu w procesie elektrolizy.

Beatlesi od kontrolera
Na orbicie słońce wschodzi co kilkadziesiąt minut, co nie ułatwia regularnego snu mieszkańcom wahadłowców czy stacji kosmicznych. Śpią z maskami na oczach, w śpiworach przypiętych pasami do koi. Brak grawitacji sprawia, że bez takiego zabezpieczenia mogliby poobijać się o siebie nawzajem, ściany i inne przedmioty. Ponieważ nie ma jasnego rozgraniczenia pomiędzy dniem i nocą, zasadą jest ośmiogodzinny sen po całym dniu pracy. Na pobudkę stacja kontroli lotów puszcza każdemu astronaucie wybraną przez niego lub jego rodzinę muzykę. Co robią astronauci w wolnym czasie? Prawie to samo, co ludzie, którzy postanowili zostać w domu i zafundować sobie leniwe popołudnie. Na stacji kosmicznej można oglądać filmy, czytać książki czy surfować po internecie. Wolne chwile poświęcane są również na rozmowy z rodziną i co tu kryć, obserwowanie wspaniałego widoku za oknem.

Kosmiczna „frania”
Powiedzenie „Nie mam się w co ubrać” nabiera nowego wymiaru w kosmosie. Ponieważ każdy centymetr kwadratowy powierzchni ISS jest na wagę złota, astronauci dostają przydział dosłownie jednej koszulki i kilku par bielizny na miesiąc. Z tego oraz kilku innych powodów, atmosfera wewnątrz kabiny jest dosyć gęsta. Niektórzy próbują prać swoje rzeczy w plastikowych workach, ale utrzymać nienaganną czystość odzieży jest bardzo trudno. W tej kwestii nastąpił niedawno pewien mile widziany przełom. Dotychczas astronauci otrzymywali kombinezony i odzież statkami transportowymi Progress. Brudne rzeczy, wraz z innymi śmieciami, trafiały do modułów, które wchodziły atmosferę, aby tam spłonąć. Transport tekstyliów na orbitę był jednak bardzo kosztowny, dlatego NASA postanowiła wysłać na ISS kosmiczną pralkę skonstruowaną przez amerykańskich naukowców. Do odświeżania ubrań używa ona pary wodnej pod ciśnieniem, sprężonego powietrza i mikrofal.

Everybody, dwa przysiady
Oprócz pracy, obowiązkiem astronautów przebywających na ISS są codzienne, minimum dwugodzinne ćwiczenia. Miły dla psychiki stan nieważkości podstępnie osłabia organizm: mięśnie nie muszą pracować, więc słabną, degeneruje się struktura kostna. Pozbawiony ciążenia człowiek może urosnąć o kilka centymetrów! Bez odpowiedniej dawki kosmicznego ruchu, astronauci wróciliby na ziemię jako kaleki. Ćwiczenia są nudne i wymagają – jak wszystko w tych warunkach – odpowiedniej techniki i przygotowań. Ze względu na stan nieważkości, żeby pobiegać na bieżni, pojeździć na rowerku stacjonarnym, a nawet zrobić prosty przysiad najpierw trzeba się przypiąć do podłoża elastycznymi linami.
„Kiedy unosisz się w kosmosie, czujesz się jak ptak, jesteś zupełnie rozluźniony. Przypięcie się do przyrządów wymaga ogromnego wysiłku” – tłumaczył Walery Poliakow, który przesiedział rekordowe 437 dni na stacji Mir.

Kilka minusów…
Kosmos nie jest zbyt przyjazny dla ludzkiego zdrowia. Astronauci są narażeni na stałe działanie promieniowania kosmicznego, a to może spowodować, że w przyszłości szybciej będzie się u nich rozwijać choroba Alzcheimera. Na statki kosmiczne, pomimo, że są szorowane środkami dezynfekcyjnymi niczym szpitalny oddział, zawsze przedostaną się bakterie, które w przestrzeni pozaziemskiej wyjątkowo szybko się rozwijają. Stan nieważkości, który śni się latami byłym astronautom, też nie jest korzystny dla organizmu. Pod jego wpływem następuje rozpad różnych cząsteczek – co powoduje wspomniany wcześniej zanik mięśni, demineralizację kości i zmniejszenie się liczby czerwonych krwinek. Często dochodzi do obrzęków błon śluzowych, a tym samym astronautom towarzyszy poczucie wiecznie zatkanego nosa. Do tego dochodzi kosmiczna choroba lokomocyjna i dezorientacja przestrzenna. Brak grawitacji powoduje u niektórych uporczywe nudności, bóle głowy, wymioty. Zwłaszcza w pierwszych dniach pobytu na orbicie.
Około dziesięciu procent astronautów doświadcza utraty paznokci podczas pracy w rękawicach, które zakłada się podczas wychodzenia w przestrzeń kosmiczną. Pomimo, że jest to jedna z najbardziej dopracowanych części skafandra, naukowcom ciężko pogodzić dobrą ochronę z wygodą użytkowania.
Astronautom nie jest lekko również po powrocie na ziemię. Zetknięcie z grawitacją powoduje, że średnio co piąty mdleje przy próbach utrzymania pozycji stojącej. Mylą się im kierunki, nie mogą skoordynować ruchów, ciało wydaje się ważyć tonę. Wielu z nich zapomina również, że przedmioty nie unoszą się swobodnie w powietrzu, tak, jak na orbicie.

Joanna Jałowiec

Redakcja Magazynu
Polecamy

Powiązane Artykuły