Co o współczesnej telewizji myśli prezenter, który spędził na wizji ćwierć wieku? O znaczeniu słowa, głosie, cytrynówce i marzeniach – Ryszard Rembiszewski
„Pogodna prognoza kultury” – jak się czułeś, kiedy mogłeś wrócić do telewizji?
Ryszard Rembiszewski: Nie będę ukrywał, że bardzo się ucieszyłem. A poza tym, występuję w innej niż dotychczas roli. Okazało się, że w światku telewizyjnym, gdzie ostatnio szczególnie panuje duży ruch i zawirowania, znalazło się miejsce i dla mnie. Chyba nareszcie w telewizji zaczyna się doceniać osoby z doświadczeniem, kulturą osobistą.
Jakie programy ty sam najchętniej oglądasz?
Bardzo lubię programy rozrywkowe. Niestety daleko im do tych, które były pokazywane dawniej, takich kabaretów, jak np. Dudek, Kabaret Starszych Panów już nie ma. W większości przypadków poziom tzw. kabaretonów mi zupełnie nie odpowiada i dlatego często oglądam stare programy na TVP Kultura. Lubię też obejrzeć wiadomości w różnych stacjach. Porównanie kolejności prezentowanych wydarzeń i samo ich przedstawienie to osobny temat dający wiele do myślenia. Często oglądam jakiś program ze względu na prowadzącego. Cenię te osoby, które doceniają rozmówcę, słuchają go i nie kreują się same na gwiazdę. Dla mnie są wtedy bardziej wiarygodne. Nie oglądam regularnie wszystkich seriali, ale często „wpadam” na jakiś odcinek, a tam, w wielu serialach ci sami aktorzy. Bardzo mi się podobał serial „Przepis na życie” – inny, różniący się od pozostałych.
Jakie programy chętnie zobaczyłbyś w TV? Co ci się marzy? Może z twoim udziałem?
Na początku mojej pracy jedna z dziennikarek napisała o mnie: „Mężczyzna o aksamitnym głosie, emanujący wewnętrznym spokojem, z pięknym uśmiechem na twarzy, wiarygodnie przekazujący zarówno tekst informacyjny, jak i czytający poezję”. Myślę, że sprawą najważniejszą w pracy prezentera jest właśnie jego wiarygodność, wyczucie sytuacji, refleks, umiejętność przekazania informacji. W moim wypadku dochodzi jeszcze doświadczenie. Jestem bardzo zadowolony i bardzo cieszę się, że zyskałem sympatię widzów. Może więc będzie można to wykorzystać na przykład w jakimś teleturnieju, programie rozrywkowym, w rozmowach z ciekawymi osobami, może coś właśnie w charakterze „Świat się kręci”, ale skierowane bardziej na zagadnienia dotyczące kultury.
Gdzie będziemy mogli zobaczyć Ryszarda Rembiszewskiego w 2014 roku?
Ten nowy rok rozpocząłem pracą, prowadząc koncert sylwestrowy. Na pewno będę prowadził, tak jak i dotychczas, różne festiwale i koncerty, czyli praca na estradzie. W dzisiejszych czasach ze sprawami kultury nigdy nie można mieć pewności, wszystko zależy od pieniędzy i często wartościowe imprezy są odwoływane z powodu ich braku. Cieszę się, że program „Świat się kręci” utrzymał się w ramówce i zyskuje coraz większą oglądalność. Tym samym mój w nim udział będzie kontynuowany. Bardzo się cieszę, że „Pogodna prognoza kultury” zyskała akceptację telewidzów, a pozytywne opinie i wypowiedzi wielu osób tylko mnie w tym utwierdzają.
Nie przepadasz za szybkim czytaniem, za to lubisz spokój bo uważasz, że słowo jest czymś bardzo ważnym.
Przekaż słowny jest bardzo ważny. Słuchacz musi zrozumieć przekazywaną mu informację. Denerwuję się kiedy, niestety ostatnio i w teatrze, przekaz słowny jest niezrozumiały. Brak jest kultury słowa. Często zapominamy, że głos jest naszym instrumentem i odpowiednio nim się posługując, możemy budować emocje, nastrój. Gdzie te czasy, kiedy występując w radiu trzeba było mieć kartę mikrofonową…
Czy obrażasz się za „Pana Lotto”?
Nie. To był ważny dla mnie, bo prawie 25-letni okres pracy zawodowej. Stałem się ikoną gier liczbowych i dla wielu osób jestem nią chyba do dziś. Żałuję tylko, że firma, której byłem twarzą przez tyle lat, rozstała się ze mną w bardzo niemiłej atmosferze. Mówiąc firma, myślę tu o ówczesnym prezesie Totalizatora Sportowego, a nie o pracownikach, czy graczach. Do tej pory spotykam się z wielką sympatią wielu osób i muszę przyznać, że ich opinie na mój temat i sposobu prowadzenia programu utwierdzają mnie w przekonaniu, że swoją pracę wykonywałem bardzo dobrze. Uznanie widzów to rzecz najważniejsza. I chociaż już nie prowadzę losowań, to jednak w dalszym ciągu jestem „Panem Lotto”.
Jak lubisz spędzać wolny czas?
Jeśli tylko go mam z chęcią obejrzę interesujący film czy pójdę do teatru na dobry spektakl. Lubię też zaprosić do siebie na samodzielnie przygotowaną kolację kilka osób, porozmawiać, wypić jakiś alkohol…
Podobno słyniesz z wyśmienitej cytrynówki?
Rzeczywiście, robiona przeze mnie cytrynówka ma coraz szerszy krąg swoich fanów. Chociaż mam wiele różnych alkoholi, to jednak cytrynówka bije rekordy powodzenia. Chyba będę musiał jeszcze bardziej zwiększyć jej „produkcję” (śmiech)…
Angażujesz się w sporo charytatywnych inicjatyw. Dla „EksMagazynu” zgodziłeś się „sprzedać” randkę ze sobą. Jak w natłoku zajęć znajdujesz czas jeszcze na to?
Zawsze, bo już od szkoły podstawowej, pracowałem dużo społecznie i tak zostało do dziś. Aktualnie działam społecznie w Związku Artystów Scen Polskich, jestem w zarządzie Fundacji „IKA” im. Iki Szpakowskiej oraz w Fundacji Artystów Weteranów Scen Polskich. Biorę udział zarówno w wielu koncertach charytatywnych, jak i akcjach na rzecz dzieci z chorobami nowotworowymi, dzieci z domów dziecka, czy też w takich akcjach jak np. „Zerwijmy łańcuchy”, „Podziel się posiłkiem”. To wszystko kwestia organizacji swego czasu.
Jesteś aktorem. Czy marzysz o jakiejś roli?
Jak na razie gram postać pana z melonikiem w „Pogodnej prognozie kultury” i pracuję na estradzie, ale podobno marzenia się spełniają. Chciałbym zagrać w jakimś spektaklu, filmie czy serialu. Mam nadzieję, że do tego dojdzie. Jeden z dramaturgów napisał dwuosobową sztukę z myślą o mnie, ale niestety nie znaleźliśmy sponsora i producenta.
Co uważasz za swój największy sukces zawodowy?
To, że w dalszym ciągu jestem czynny zawodowo, że niezmiennie cieszę się sympatią widzów, że po koncercie otrzymuję gratulacje, że mój głos jest rozpoznawalny.
O czym marzysz?
Żeby do końca swoich dni zachować klasę, żeby zostawić po sobie dobre wspomnienia. I jeszcze jedno – żeby w końcu spłacić kredyt (śmiech)…
Rozmawiała: Anna Chodacka