Miał książę Zygfryd, pan na Mazurach, piękny zamek, piękną i mądrą żonę, trzy córki. Książę kochał swój lud, był dla ludzi dobry; bywało, że zostawiał zamek na kilka dni i spędzał je u swoich poddanych. Słuchał ich, spał w ich domach, pomagał w gospodarstwie.
Z najmłodszą córką książę miał jednak kłopot – dziewczynka wszystko robiła na opak. Mówili jej, żeby zamknęła okno, to je otwierała. Załóż buty, to zakładała, ale lewy na prawą nogę, a prawy na lewą. Uczesz włosy, to je mierzwiła. Złóż ubranie, to je rozrzucała po komnacie.
Dorośli pocieszali się, że jak wyrośnie, przestanie broić. Ale im Rozalia, a tak miała na imię księżniczka, była starsza, tym bardziej psociła. I nie były to już psotki, które każde dziecko lubi czasem robić. Na przykład Rozalia odkręciła koło u bryczki – bryczka się wywróciła, guwernantka księżniczek spadła i złamała nogę. Albo wrzuciła do zamkowej studni całe wiadro popiołu zatruwając wodę na długie tygodnie.
Książę i księżna nie mieli już pomysłu, co robić. Rozmowy z Rozalią nie pomagały, groźby też nie, ani kary. W końcu matka chrzestna Rozalii, księżna Kordelia, poradziła rodzicom dziewczynki:
– Niech Rozalka zamieszka w domku leśniczego na skraju lasu, sama. I niech te psikusy robi sama sobie. Ciekawe czy jej to się spodoba – powiedziała matka chrzestna i zachichotała wdzięcznie.
Książę Zygfryd kręcił głową, że tak nie może być. Córka księcia nie może mieszkać w lesie.
– Nie zostawię jej tam samej, straż będzie czuwała nad nią przez całą dobę – powiedział.
– Zgoda, to rozsądne – powiedziała matka chrzestna. – Ale Rozalka nie może widzieć twoich ludzi.
Łatwo przewidzieć, że Rozalka szczęśliwa nie była. Opiekunka zaprowadziła ją do domku leśniczego, służba przyniosła wszystko to, co mogło jej być potrzebne. I dziewczynka została sama.
Najpierw poszła na łąkę, poskakała po trawie, zerwała kwiatki do bukietu, ale nie mogła się powstrzymać, żeby nie zrobić psikusa – zawiązała zającowi uszy, przeniosła gniazdo wróbli na inne drzewo, nie pomogła sarnie, która szukała swojego dziecka (to znaczy powiedziała jej, że pobiegło nie w tę stronę, w którą rzeczywiście pobiegło). Wieczorem, zmęczona, położyła się spać.
W nocy dopadł ją strach. Obudziła się i nie było mamy, ani sióstr, ani taty, opiekunki, nikogo, nawet jej ukochanego psa, jedynej istoty, której nigdy nie zrobiła na złość. Wyszła przed domek, a tam ciemność, tylko oczy sów świeciły w ciemnościach.
Rano nie zaśpiewał żaden ptak; no może gdzieś w oddali, ale nie przy domku leśniczego. Nie było zajęcy, jaszczurki gdzieś się wyniosły, a przecież miały dom obok. Rozalka zaczęła płakać. Płakała tak przez trzy dni.
Któregoś dnia poszła Rozalka na długi spacer, do wsi Mortęgi. Usiadała nad stawem i znów zaczęła płakać. To nie były łzy złości – po raz pierwszy Rozalka zapłakała nad sobą.
Łzy dziewczynki kapały do mortęskiego stawu. Były szczere, gorące i miały złoty kolor. Tak się dzieje, kiedy płacze księżniczka, która bardzo żałuje tego, co zrobiła i chce wszystko naprawić.
Wracała do domku trochę spokojniejsza, lżej jej się zrobiło na sercu. Kolejnego dnia też poszła nad staw i też płakała, przypominała sobie te wszystkie psoty, które zrobiła. Każda psota to jedna złota łza. I nagle pod powierzchnią coś błysnęło, a potem wyskoczyło z wody. I następne, kolejne.
– Rybki! – ucieszyła się Rozalka. – Lubicie mnie? – zapytała?
– Tak – odpowiedziała jej jedna z rybek.
– A kim jesteście?
– Jesteśmy twoimi łzami, księżniczko.
– Jak to?
– Ze złotych łez rodzą się złote karpie, Rozalko. Jesteśmy tu dzięki tobie.
– Ja was stworzyłam?
– Nie ty. Twój żal i te wszystkie słowa, które wypowiadałaś płacząc. Mówiłaś, że nigdy już nikogo nie skrzywdzisz; że będziesz przyjaciółką wszystkiego, co żyje, opiekunką. To były piękne i dobre łzy.
Rozalka raz jeszcze zapłakała, tym razem ze szczęścia. Ucałowała każdą rybkę, która wyskoczyła jej na rękę. A potem długo z rybkami rozmawiała; tak długo aż zasnęła nad stawem.
Kiedy się rano obudziła, stał nad nią tata. Otulił ją ciepłym kocem, wziął na ręce.
Z psotnej Rozalki wyrosła dobra i mądra księżna. Nikt nie miał tylu przyjaciół, nie tylko wśród ludzi. Rozalkę pokochały drzewa, zwierzęta, trawy i drzewa. Zawsze dbała o mortęski staw.
Czy to wszystko się wydarzyło? Hm, idźcie nad staw, zapytajcie złotych karpi, może wam powiedzą…
Legendy Warmii i Mazur poznajemy dzięki Pałacowi Mortęgi Hotel&SPA, który tworzy te opowieści dla swoich młodszych Gości, aby urozmaicić pobyt w zabytkowym Pałacu.