O ponad połowę, bo aż o 2,25 mld zł, mogą się zmniejszyć przychody rynku fitness w 2020 r. w wyniku epidemii COVID-19 – wynika z raportu „Klub nieczynny do odwołania”, opracowanego przez Federację Pracodawców Fitness i prezentującego wpływ pandemii na branżę.
Jak pokazały analizy, już zaledwie miesięczna przerwa w funkcjonowaniu obiektu sportowego powoduje lukę przychodową nie do odbudowania w ciągu kolejnych okresów. Zwłaszcza wobec silnego rozdrobnienia rynku fitness, który w 87% opiera się na niesieciowych klubach prowadzonych przez polskich przedsiębiorców, branża liczy na wsparcie państwa oraz na współpracę ze strony wynajmujących, by uchronić się przed bankructwami i przejęciami.
Trzy główne postulaty sformułowane przez Federację Pracodawców Fitness dotyczą przede wszystkim ulg w czynszach, które stanowią największą pozycję kosztów stałych i są ponoszone przez większość klubów także w okresie pandemii.
W ramach raportu „Klub nieczynny do odwołania” analizie poddano trzy scenariusze powrotu do działalności przez obiekty sportowo-rekreacyjne po epidemii. Dwa pierwsze zakładają, że wprowadzone w trakcie pandemii izolacja i zakazy (w tym zamknięcie obiektów sportowych) będą miały charakter jednorazowy i zakończą się wiosną tego roku. Jeśli nastąpi to przed 1 maja br. (scenariusz 1), sumaryczne straty przychodów branży fitness będą stanowiły 1,65 mld zł w 2020 r., co przełoży się na spadek na poziomie 39% r/r.
W przypadku zniesienia obowiązujących zakazów dopiero w maju br. (scenariusz 2), luka przychodowa w branży w bieżącym roku wyniesie 1,84 mld zł i będzie oznaczać utratę rocznych przychodów o ponad 43% wobec roku 2019. Jeśli obowiązujące obecnie zakazy zostaną zniesione w kwietniu br., ale epidemia i związana z nią konieczność izolacji będą miały swoją drugą falę jesienią br. – tegoroczne zmniejszenie przychodów w branży fitness wobec roku 2019 przekroczy 53%, co będzie oznaczało spadek przychodów o co najmniej 2,25 mld zł.
– Niezależnie od tego, jaki scenariusz się wydarzy, luka przychodowa, która powstanie w tym roku w branży, będzie nie do nadrobienia w kolejnych okresach. Sytuacja jest o tyle dramatyczna, że przed epidemią mieliśmy ustabilizowany własnościowo i rozwijający się rynek, pozytywnie oceniany pod względem perspektyw wzrostu w kolejnych latach.
Co istotne, w przeciwieństwie do wielu krajów europejskich, to rynek nadal bardzo rozdrobniony i bazujący na spółkach o rodzimym kapitale. Obecna trudna sytuacja ekonomiczna i niemożność pokrycia kosztów stałych z przychodów, z czym najprawdopodobniej przedsiębiorcy będą się zmagać co najmniej przez cały 2020 r., powoduje, że staną oni przed widmem upadku. W rezultacie mogą stać się łatwym celem przejęć przez podmioty z zagranicy, które od lat z sukcesem realizują strategie międzynarodowej ekspansji – komentuje Adam Śliwiński z Federacji Pracodawców Fitness.
Z raportu Federacji Pracodawców Fitness wynika także, że powrót do normalnej działalności w branży sportowo-rekreacyjnej potrwa znacznie dłużej niż sama epidemia. Kryzys uderzył w obiekty sportowe w momencie największej aktywności użytkowników i ich zapotrzebowania na aktywność fizyczną w ciągu roku. Z kolei wychodzenie z epidemii przypadnie na okres, kiedy – z powodu sezonowości biznesu – aktywność w obiektach sportowych jest na niskim poziomie. W rezultacie moment startu odbudowywania branży po kryzysie przesunie się o co najmniej trzy miesiące.
– W pierwszych miesiącach po ponownym uruchomieniu obiektów sportowych przewidywane jest załamanie sprzedaży ze względu na niepewność konsumentów co do stabilności zatrudnienia i dochodów oraz oczekiwaną większą skłonność do oszczędzania. W rezultacie Polacy mogą wstrzymać się z wydawaniem pieniędzy na potrzeby, które nie należą do podstawowego koszyka zakupowego. Ograniczone zostaną wydatki związane z samorealizacją, jak praca nad sobą i własną sylwetką czy też potrzeby społeczne obejmujące poczucie przynależności do grupy.
Na to nałoży się obserwowana już w innych krajach, w których otwarto ponownie galerie handlowe i obiekty sportowe, nieufność wobec przebywania w skupiskach ludzi w zamkniętych przestrzeniach. Wszystko to spowoduje, że obiekty sportowo-rekreacyjne będą odczuwać skutki zamknięcia przez wiele miesięcy po ich formalnym otwarciu, a powrót do wcześniejszej aktywności użytkowników będzie liczony nie w miesiącach, lecz nawet w latach – wyjaśnia Adam Śliwiński.
Niezależnie od spadku przychodów każdy klub fitness i obiekt sportowo-rekreacyjny ponosi wysokie koszty stałe, które stanowią ok. 70% w strukturze wydatków. Lwia część – od 30% do 50% zależnie od miasta i lokalizacji – to koszty najmu powierzchni. W większości przypadków są one ponoszone przez kluby fitness także w okresie pandemii, bo aż 80% obiektów sportowych mieści się poza centrami handlowymi o pow. powyżej 2 tys. mkw.
Kolejny znaczący składnik kosztów to wynagrodzenia – ok. 30% kosztów operacyjnych, zaś ok. 5% stanowią koszty dzierżawy i leasing sprzętu. Po wznowieniu działalności po pandemii dodatkowym wyzwaniem dla zarządzających obiektami sportowymi i źródłem kosztów będą działania ukierunkowane na zabezpieczenie ćwiczących (środki i akcesoria ochronne, większa niż dotąd dezynfekcja, zmniejszenie dopuszczalnej liczby ćwiczących itp.). Przy oczekiwanych znacząco niższych przychodach w pierwszym roku po wznowieniu działalności, pokrycie wszystkich kosztów z bieżących wpływów będzie wręcz niemożliwe.
Dlatego branża sportowo-rekreacyjna zrzeszona w Federacji Pracodawców Fitness, która reprezentuje obecnie ponad 600 podmiotów na rynku, liczy na wsparcie ze strony państwa, a także na porozumienia ze współpracującymi podmiotami, głównie wynajmującymi powierzchnie.
W raporcie „Klub zamknięty do odwołania” przedstawione zostały 3 najważniejsze postulaty, które mają zapewnić branży przetrwanie w dotychczasowej strukturze: (1) utrzymanie dobrych rozwiązań z pakietu Tarczy 1.0 dotyczących m.in. czynszów w galeriach handlowych (art. 15ze); (2) rozszerzenie regulacji w Tarczy 2.0 (art. 15ze) o lokale i powierzchnie poza galeriami i centrami handlowymi, ponieważ większość klubów fitness oraz innych podmiotów oferujących usługi z zakresu sportu i rekreacji zlokalizowanych jest w innych niż galerie i centra handlowe punktach; (3) uregulowanie zobowiązań czynszowych na poziomie 8% od przychodu jako całkowitej opłaty ponoszonej przez najemców na rzecz wynajmujących (OCR) do momentu osiągniecia 90% przychodów z 2019 r., o co zabiega obecnie Związek Polskich Pracodawców Handlu i Usług.
– To fundamenty do odbudowania naszej branży po kryzysie. Bez pomocy rządowej i partnerskiej współpracy ze strony wynajmujących polskie kluby fitness czy siłownie, zazwyczaj działające jako małe, niezależne podmioty gospodarcze, nie mają szans na dźwignięcie kosztów, które wynikają z umów zawartych w czasie prosperity i silnej konkurencji na rynku najmu.
Obecnie, w związku z epidemią obiekty sportowe nie tylko nie mogą pozyskiwać przychodów, ale też muszą zwrócić już pobrane od klientów pieniądze za drugą połowę marca br., kiedy były zamknięte. Z kolei po otwarciu, według przygotowanych dla nas szacunków ekonomicznych, powrót do wcześniejszych przychodów zajmie branży ponad rok. Bez odpowiedniego obniżenia kosztów przetrwanie jest niemożliwe. Współpraca z w tym zakresie jest w interesie zarówno wynajmujących, którzy mogą nagle stracić najemców specjalistycznych powierzchni, jak i rządu, gdyż aktywizowanie fizyczne Polaków niesie wymierne korzyści dla budżetu państwa – dodaje Adam Śliwiński.
W Polsce istnieje 10 tys. różnego rodzaju obiektów sportowych. Samych klubów fitness jest łącznie około 3,5 tys., zatrudniają one ponad 50 tys. pracowników. Z ich oferty korzysta ponad 4 mln Polaków. Krajowy rynek fitness jest nadal w istotnym stopniu rozdrobniony – zaledwie 13% klubów należy do dużych graczy rynkowych (zrzeszających minimum 4 kluby oraz wykluczając mikrokluby). Jest to znacząco mniej niż w pozostałych krajach europejskich. Dla przykładu w Szwecji wskaźnik ten wynosi 50%, we Francji 35%, a w Danii 31%. Jeszcze większe relatywne rozdrobnienie występuje w odniesieniu do liczby użytkowników korzystających z obiektów sieciowych. W Polsce jest to zaledwie 16%, podczas gdy np. w Szwecji stanowią oni 70%, we Francji 42%, a w Danii 70%.
Aktywność fizyczna przekłada się jednocześnie na wymierne korzyści nie tylko dla ćwiczących, ale także dla pracodawców oraz budżetu państwa. Gdyby co drugi nieaktywny Polak zaczął ćwiczyć, zwiększyłoby to o 100 tys. liczbę osób pracujących w polskiej gospodarce, byłoby przy tym 190 tys. mniej osób z nadwagą, o 14,6% spadłaby liczna przypadków chorób układu krążenia oraz o 6% współczynnik umieralności (25 tys. zgonów mniej rocznie). Ponadto, oszczędności w systemie ochrony zdrowia wyniosłyby 440 mln zł, zaś koszty absencji pracowników zmniejszyłyby się o 3 mld zł. Wg ostatnich danych Ministerstwa Sportu z 2016 r. koszty finansowe nieaktywności fizycznej Polaków to około 7 mld zł rocznie, w tym 6 mld zł stanowią koszty z powodu absencji pracowniczej oraz 900 mln zł koszty publicznego systemu ochrony zdrowia.