Na 60. urodziny marki… będą urodziny! A przecież mogło ich nie być, De Tomaso upadło w 2004 roku. Zamiast żałoby przyszedł jednak czas na święto, ponieważ producent powraca w naprawdę wykwintnym stylu.
Są takie auta, których nie trzeba mieć – wystarczy się zachwycić. Właśnie mamy kolejny przykład, zresztą z nie byle jaką historią w tle. Zacznijmy więc po kolei, od początków tego auta. Po bankructwie De Tomaso w 2004 roku i całkowitym opróżnieniu montowni w Modenie w 2014, znak towarowy De Tomaso z charakterystyczną flagą Argentyny poszedł na sprzedaż.
I wydawało się, że nie czeka go już nic dobrego. Marka sprzedała się w 2015 za „marny” milion euro, czyli mniej niż trzeba zapłacić za najlepsze kolekcjonerskie pojazdy spod znaku wielkiego T. W dodatku kupujący – mało znana, świeża spółka zarejestrowana w Hong Kongu – nie budził ani zaufania, ani nadziei na wskrzeszenie w stylu godnym De Tomaso.
Rok po przejęciu De Tomaso hongkoński właściciel (Ideal Team Ventures) dokupił sobie jednak kolejną markę: upadłego w 2013 Gumperta. Po zaledwie roku przedstawił nowe hiperauto, Intensa Emozione. Trochę bez sensu, bo marka niemiecka, nazwa włoska, a właściciel z Azji, ale ważne było, że produkt finalny imponuje. Apollo Intensa Emozione (nazwa Gumpert odpadła po poróżnieniu się z Rolandem Gumpertem). Gdy ten bolid wyjechał na tory wyścigowe, nagle nadzieja dla De Tomaso odżyła.
Wreszcie, przyszedł tegoroczny festiwal prędkości w Goodwood i wiadomo było, że coś pokażą. W końcu Apollo też debiutowało w Goodwood, w 2017, a wieść już rozpuszczono. Po nowoczesnym bolidzie z 2017 mało kto spodziewał się jednak tego. W przypadku Gumperta trzeba było odciąć się od historii marki, natomiast z De Tomaso jest odwrotnie: nowi właściciele w całości chcą bazować na pozyskanym za śmieszne pieniądze wizerunku.
Zaprezentowano model P72, co nawiązuje do wyczynowego bolidu P70 z 1965 roku. Nawiązanie piękne estetycznie, wzornictwo jest prima sort. Zostawiono co słabe w P70, a podkręcono jego atuty. I udało się: nigdzie w sieci nie znajdziecie nawet wzmianki o tym, że P70 było wielką porażką De Tomaso i powstała tylko jedna sztuka.
Wszędzie za to są zachwyty, że mamy nowe złote dziecko w Modenie. Hongkońskie, owszem, na podwoziu od niemieckiego Apollo (dokładnie to samo, co w Intensa Emozione) i z nieznanym wciąż silnikiem, ale uwodzące samym widokiem. Naprawdę trudno znaleźć porównywalną sytuację, ten samochód dosłownie rozszedł się w mediach w parę dni. A my szukaliśmy, pisaliśmy do właścicieli, ale nic więcej nie wiemy.
Opisywanie auta bez silnika brzmi komicznie, a jednak trudno mu się oprzeć. W sylwetce faktycznie nawiązuje do wyczynowych tradycji De Tomaso, natomiast w wykończeniu, detalach i skąpanym w luksusie wnętrzu może rywalizować z najbardziej luksusowymi konkurentami. I będzie, bowiem P72 – w odróżnieniu od P70 – ma się udać.
Już jest w pełni jeżdżący prototyp, więc udało się dogonić pechowe w swej historii P70. Zgodnie z sugestią zawartą w nazwie przewidziano powstanie 72 pojazdów, a każdy z nich ma kosztować mniej niż można by się spodziewać. I tak więcej, niż kiedykolwiek wydamy na wszystkie auta w redakcji razem wzięte, ale znacznie poniżej cen konkurencji czy choćby wspomnianego Apollo (2,3 mln €). De Tomaso w chwili wielkiego powrotu będzie kosztować 750 tys. € od sztuki, a więc trochę mniej niż kupno całej marki w 2015.
Zdjęcia: De Tomaso