Walka o miano pierwszego producenta aut napędzanych słońcem trwa i właśnie pojawił się na mapie nowy gracz. Jeśli osiągnie sukces, może nawet zostawić w tyle Teslę.
8 miesięcy temu pisaliśmy, że Koreańczycy spod znaku Kia i Hyundai planują wpisać baterie słoneczne w swoje samochody niemal jako standard. Auta wciąż będą spalinowe, ale dzięki słońcu część energii pozyskają w czysty, naturalny sposób.
Z kolei latem zeszłego roku pokazywaliśmy Wam projekt Sono Sion, który ma być pierwszym autem seryjnym, które może być zasilane wyłącznie słońcem. Wciąż ma bazować na podłączeniu do gniazdka, ale w pewnych okolicznościach może ograniczyć zużycie jedynie do tego, co samo pobierze z promieni słonecznych. Do dziś Sion nie wyjechał na ulice, choć z pojazdu koncepcyjnego przeszedł do fazy gotowego modelu drogowego – jest więc coraz bliżej realizacji. Ba, udało się już zebrać ponad 10 tysięcy zamówień na samochód, który wart jest całkiem sporo, bo ponad 25 tys. €. To wciąż ułamek ceny, jaką trzeba zapłacić za elektryczne modele Tesli.
Sion jest jednak autem o bardzo konwencjonalnym, codziennym wyglądzie. Jest na wskroś praktyczny i racjonalny, a stylistyka przywodzi na myśl wczesne lata tego stulecia zamiast futurystycznego auta przyszłości. Czy może wprost: jest typowo niemiecki. W sąsiedniej Holandii poszli za to innym tropem. Marka Lightyear przygotowuje się do wdrożenia swojego pierwszego modelu i widać wyraźne inspiracje produktami high-tech premium, jak iPhone czy wspomniana już Tesla.
Lightyear One jest opracowywany od dwóch lat i niedawno wyszedł z wizualizacji, by pokazać się na scenie jako prototyp. Zaprojektowany we Włoszech pojazd zdecydowanie może konkurować o miano najbardziej eleganckiego auta klasy średniej wyższej. Gabaryty pozwoliły na wbudowanie w jego maskę, dach i tylną klapę aż 5 m2 paneli fotowoltaicznych.
Pokryte szklaną powłoką baterie są odporne na uszkodzenia – można po aucie chodzić bez ryzyka uszkodzeń. Jednocześnie segmenty działają niezależnie od siebie, co oznacza, że auto pobiera energię w każdym fragmencie, który nie jest w danej chwili zacieniony. To zmiana względem tradycyjnych baterii, które przy częściowym zachmurzeniu mogą się nawet wyłączać. Dzięki temu ma pozyskiwać do 20% więcej energii.
By poprawić jego wydajność i zwiększyć zasięg, nacisk położono na aerodynamikę i niską masę, uzyskaną dzięki włóknom węglowym. Cztery indywidualne silniki są wbudowane w koła, obniżając środek ciężkości. Dzięki temu auto ma zużywać mniej energii w ruchu, a po pełnym naładowaniu przejechać spektakularny dystans – 725 kilometrów! Tak dużego zasięgu nie proponował dotąd żaden producent. Nic dziwnego, że pierwszą setkę zamówień zebrano zanim pojawił się prototyp czy została ujawniona cena.
One ma wyjechać na drogi w 2021 roku i producent od razu zastrzega, że nie wszędzie oraz nie każdemu kierowcy uda się czerpać 100% energii ze słońca. W pochmurnej Holandii i przy średnim dystansie 20 tys. km rocznie auto ma uzyskać do 40% zużytej energii podczas postoju i jazdy w słońcu. W krajach południowych te wartości mają być lepsze.
Dlatego Lightyear One będzie wyposażony w tradycyjne ładowanie, w dwóch trybach. Ze zwykłego gniazdka domowego trzeba by ładować pojazd dobę, by uzyskać pełne naładowanie. Z gniazda typu fast charge – wystarczą dwie godziny z małym okładem. A jeśli w trasie zabraknie prądu, wbudowane w pojazd baterie umożliwią powolną jazdę (do 25 km/h) do najbliższego punktu. Wolno jak diabli, ale przynajmniej nie ma ryzyka utknięcia w szczerym polu na dobre.
Do tego dochodzi przestronne wnętrze dla 5 osób i bagażnik o imponującej pojemności 780 L bez składania tylnej kanapy (aż 1700 L po złożeniu!) i znośne osiągi. Przyspieszenie do 100 km/h w 10 sekund trudno ocenić wyżej niż dostateczne, jeśli auto faktycznie ma konkurować z mocną na rynku i znacznie szybszą Teslą.
Zdjęcia: Lightyear One