Kariera Bryana Adamsa trwa od 1978, a mimo tego muzyk cieszy się nadal wielką popularnością i nie zwalnia tempa. Właśnie ukazała się jego najnowsza płyta „Ultimate“, a w maju kanadyjski rockman wystąpi w Warszawie. O swoich pasjach, przełomowych momentach i planach na przyszłość opowiedział w wywiadzie.
Właśnie wydałeś nowy album „Ultimate“, który zawiera twoje największe przeboje i dwie nowe piosenki. Czy jest na tej płycie jakiś utwór , który lubisz bardziej od pozostałych?
Bryan Adams: Uwielbiam wszystkie utwory z tej płyty, dlatego właśnie nazwałem ją „Ultimate“ (tłum.najważniejszy). Szczególnie lubię dwa najnowsze: „Please Stay” i „Ultimate Love”, ponieważ oddają mój aktualny stan ducha.
Jaki jest sekret pozostawania na szczycie od tak dawna, jak nie zniknąć ze sceny, tak jak wielu artystów sprzed lat?
Miło, że to mówisz, ja nie czuję, abym był nieustannie na topie. Jakoś jednak udało mi się utrzymać dobrą reputację zespołu i mnie samego dzięki temu, że ciągle jesteśmy w trasie. To sprawia, że stare piosenki stają się coraz lepsze i inspiruje do tworzenia nowych. Życie w trasie przez połowę każdego roku nie zawsze jest najłatwiejsze, ale warto się przekonać, jak bardzo jest inspirujące.
Masz również inną pasję oprócz muzyki, którą jest fotografia. Zamierzasz robić obie te rzeczy przez resztę swojego życia, czy rozważasz skupienie się tylko na jednej z nich w przyszłości?
Będę to robił tak długo, jak długo będzie to interesujące. Rzecz w tym, że to ekscytujące móc tworzyć coś nowego, więc bez względu na to, czy jest to muzyka, zdjęcia, czy majsterkowanie w domu, robienie czegoś z wyobraźnią jest tym, co mnie napędza.
Gdybyś mógłbyś wybrać dowolną osobę z historii do sesji zdjęciowej z tobą jako fotografem, kto by to był?
Och, na pewno któryś z wyrzutków społeczeństwa – chciałem w pewnym momencie stworzyć historię rabusiów napadających na banki, ale nie udało mi się do nich dotrzeć. Koniec końców, wydałem album zatytułowany „Wounded – The Legacy of War” o żołnierzach wracających z Iraku i Afganistanu.
Współpraca z którymi artystami była najprzyjemniejsza lub najbardziej znacząca dla twojej kariery? Z Tiną Turner? Rodem Stewartem i Stingiem? Barbrą Streisand? A może z kimś jeszcze innym?
Muszę powiedzieć, że cieszyłem się z każdej się podjętej współpracy. Zaczęło się od współpracy z Tiną, co zawiesiło poprzeczkę dość wysoko, ale generalnie uważam się za szczęściarza, że mogłem pracować z nimi wszystkimi.
Grałeś w Polsce wiele razy – jak wspominasz nasz kraj?
Moje polskie występy zawsze były naprawdę dobre. Wszystkie kraje, które odwiedziłem są interesujące na swój sposób. Rzecz w tym, że muzyk w trasie nie ma zbyt wiele czasu na zwiedzanie, więc twoje wrażenia są w zasadzie takie, jakie były występy.
Czy możesz wskazać trzy kluczowe momenty w swojej karierze?
Płacenie czynszu w wieku 17 lat za pieniądze z sesji nagraniowych, pisanie pierwszych piosenek z Jimem Vallancem i ogłoszenie światowej trasy koncertowej dziesięć lat później.
Jesteś weganinem od wielu lat – z jakiego powodu zrezygnowałeś z jedzenia mięsa? Co ci daje to, że go nie jesz?
W 1988 roku moja dziewczyna i ja rozchorowaliśmy się po zjedzeniu steku – oboje zgodziliśmy się wówczas, że nigdy więcej go nie zjemy. Po tamtym doświadczeniu czytałem dużo o wpływie jedzenia na nasze zdrowie, a wszystko, co czytałem, zdawało się wskazywać, że dieta roślinna jest lepszym rozwiązaniem. W tym czasie zacząłem pracować z Muttem Lange, który był także wegetarianinem, więc to był idealny moment i nigdy potem już się nie cofnąłem. Moje zdrowie znacznie się poprawiło i od tamtej pory trzymam się z dala od wszelkich produktów zwierzęcych, nawet moje dzieci są wegetarianami i nigdy nie jadły nic pochodzenia zwierzęcego. Pomyśl o tym, jakie życie możesz wieść jedząc coś, co nie żyje?
Jaki najprzyjemniejszy prezent otrzymałeś od swoich fanów?
Słuchanie ich śpiewających piosenki jest zdecydowanie najlepszym prezentem, o jaki może prosić każdy wykonawca.
Rozmawiał: Krzysztof Czaja (Fundacja Peace Festival)