Amerykańskie marki Tesla i Nikola wciąż każą czekać na swoje produkty, więc z ofensywą ruszyło Volvo. Ostrzegamy: jest dużo nudniej niż można by oczekiwać, ale zdecydowanie praktycznie. Warto poznać pomysł na zmiany w transporcie miejskim.
Transport i spedycja czekają jak na szpilkach na pierwszego, który zdoła przełożyć wajchę z diesla na elektryczny napęd w całej branży. Nic dziwnego, że wszystkie oczy skupiły się na USA, gdzie Elon Musk naobiecywał rewolucję w postaci pierwszej ciężarówki od Tesli i każe na nią czekać dość długo. Konkurenci z marki Nikola też wydają się boksować w miejscu i tak naprawdę nie ma producenta, który zaproponowałby rozwiązanie kompletne, umożliwiające wydajny transport na dużych odległościach.
Nowość, ale nie rewolucja
Skoro i tak czekamy, to warto zerknąć, co zrobiło Volvo. Na wypadek dużych oczekiwań śpieszymy spuścić powietrze: to też nie jest rozwiązanie dla całej branży. A mimo to trudno przejść obojętnie, gdy wiodący producent zapowiada seryjną produkcję elektrycznej ciężarówki już od przyszłego roku.
Zainteresowanie elektrycznymi samochodami ciężarowymi jest duże. Wielu potencjalnych klientów pyta o możliwości, jakie zapewnia ta nowa technologia oraz o to, jaki może być jej wpływ na ich działalność. Na razie ten wpływ, przynajmniej w przypadku Volvo, ograniczy się do transportu miejskiego, na krótkich dystansach.
Volvo FL Electric to pierwsza w pełni elektrycznie zasilana ciężarówka od szwedzkiej marki, która ma być rozwiązaniem dla spółek komunalnych czy dystrybucji miejskiej. Ładowność umiarkowana (16t masy całkowitej), zasilanie dość konwencjonalne (od 2 do 6 akumulatorów litowo-jonowych, wydajność od 100-300 kWh), zasięg najwyżej średni – 300 km (Tesla zapowiada ponad dwukrotnie więcej).
Dlaczego tak umiarkowane parametry? Zastosowane zasilanie nie jest odpowiedzią na najważniejszy problem branży: stworzenie napędu zdolnego zaoferować duży zasięg i szybkie ładowanie. Nowe ciężarówki Volvo będą mogły jeździć po mieście za dnia, za to pełne naładowanie akumulatorów zajmie im długie 10 godzin.
Kto zyska? Być może wszyscy
Pierwsza część prezentacji może wydać się rozczarowaniem. FL Electric nie zmieni oblicza branży, a jedynie wejdzie w obficie obstawiony segment rynku aut ciężarowych. Ma jednak istotne zalety, na które warto zwrócić uwagę. Zalety nie tyle dla kierowcy czy właściciela, co dla pani, pana i nas wszystkich.
Wyobraźmy sobie, że z dnia na dzień transport dóbr w dużym mieście zmienia się z konwencjonalnego na ten oferowany przez FL Electric. Oznaczałoby to drastyczny spadek hałasu ulicznego, ponieważ elektryczna ciężarówka w niczym nie będzie przypominać hurgoczących diesli. Jej zalety doceniliby szczególnie ci, których o świcie budzą głośne śmieciarki lub dostawy zaopatrzenia do sklepów.
A skoro nie byłoby potężnych diesli, to również poziom zanieczyszczeń spadłby bardzo wyraźnie. Zerowa emisja spalin to małe pocieszenie w przypadku jednej ciężarówki, ale gdyby wszystkie spółki komunalne z tego korzystały, zmiana byłaby realna. A europejskie miasta, w tym te polskie, mają już za sobą pierwszy kontakt z elektrycznymi autami komunalnymi. W końcu wiele autobusów to hybrydy lub pojazdy elektryczne. Stacje ładowania są, choć ich liczbę i wydajność trzeba by zwielokrotnić. Posiadanie elektrycznej floty byłoby jednak świetnym krokiem na rzecz zrównoważonego rozwoju i nowoczesnych strategii energetycznych miast, a to wcale niemało.
Z jednej strony więc boleśnie konwencjonalne Volvo FL Electric nieszczególnie ekscytuje, a jednak z drugiej może przynieść realne zmiany w zarządzaniu miejskimi sieciami dystrybucji. Czekamy jeszcze na cenę, bo i ona wiele może zmienić…